Poeta
Historia tego tekstu sięga bardzo daleko w przeszłość. Wczesne lata ’80, kiedy jako usiłujący pisać i mający o swoim pisaniu bardzo wysokie mniemanie chciałem to jakoś porównać, skonfrontować z innymi piszącymi. I kiedyś w gazecie (to takie papierowe coś co kupują dziadkowie) przeczytałem jakiś mały anons o spotkaniu takiej grupy w ramach i pod patronatem. Poszedłem. Anegdot z tego posiadam mnóstwo, bo postacie były tak kuriozalne (zapewne włącznie ze mną), że każda zasługiwała na osobny rozdział. Większość to byli kreujący się w każdym calu “poeci” w białych szalach, kapeluszach z rondami albo długich brodatych swetrach. Fotografujący się na tle uschłego drzewa albo biblioteki. Z przekrzywioną głową, z trzema palcami wpartymi w policzek. Pozerstwo level 100. Ja przychodziłem w pełnym punkowym rynsztunku i smarkałem w wielką tetrową pieluchę. Bo miałem mega katar, chusteczek nie było, a zwykła mi nie starczała. A jako że miałem kilkumiesięczną córkę, to chusteczka sama się znalazła. A owi “poeci” byli tak zadufani, nadęci i ostentacyjnie dystansujący się ode mnie, że aż się prosiło by z nich kpić. Poszła dyskusja o współczesnej poezji, formach, umiejętnościach itd. Teza była taka, że całą dzisiejszą poezję od “Skamandra” etc włącznie o dupe rozbić i zacząć od nowa. Na moje protesty, że to absurd itd. – ten z najdłuższym szalikiem wycedził z pogardą, że prócz emocjonalnych wykrzykników trzeba jeszcze mieć umiejętności. Których nabywa się na studiach. To był wyraźny przytyk do mojego braku wykształcenia, bo oni – albo studenci albo absolwenci. I padło zdanie budzące tryumfalny, szyderczy śmiech – “to napisz sonet!” – zawziąłem się strasznie. Siadłem z boku i w około 20 minut napisałem klasyczny sonet. I to jeszcze a propos naszej dyskusji. Konsternacja i zakłopotanie było wielkie. Ale wynaleźli mi miejsce, gdzie nie zgadzała się liczba sylab i z tryumfem stwierdzili , że jednak nie umiem. Moją ripostę, by teraz oni spróbowali – ostentacyjnie ignorowali. Wiele jeszcze było wesołych przygód w tym gronie, ale to inna opowieść.
Żeby zrobić z tego numer chodziło za mną od dawna. I kiedy kolejny raz usłyszałem, przeczytałem, że to powinien być numer w repertuarze Inkwizycji – stało się. Sam tekst trochę zmieniłem. Przestał być sonetem (skoro nie potrafię). Ale sens jest ten sam. Przyniosłem na próbę pomysł i zarys. Ideę utworu. Drut wziął go na warsztat i wypełnił muzyką. Dokręcał, odkręcał, kroił doszywał, aż wreszcie zaczął być zadowolony (a to u niego rzadkość). Potem każdy podokręcał swoje śrubki. I działa. A ten upiorny motyw gitarowy – jak zepsuta katarynka – świetnie obrazuje sens tekstu.
Ilekroć ktoś powie o mnie “poeta”, od razu kojarzy mi się ta banda zadufanych bufonów. Z przejęciem i namaszczeniem mówiących tak o sobie. Są takie dziwne, ulotne stany jak artysta czy poeta, i jeżeli nazywasz się tak samemu – natychmiast przestajesz nim być…
Ex Pert
i nie nazywaj mnie poetą
poezję piszą absolwenci
kukułki, którym coś się zdaje
a tak kukają, jak się je nakręci
ja tylko patrzę dookoła
nie wierzę, chociaż lubię ptaki
mam suche oczy, puls spokojny
to bardziej boli, niż pijackie szlaki
a kiedy muszę coś napisać
rozwalam łeb o beton
i krwią smaruję parę liter
więc nie nazywaj mnie poetą