IV
Próbowałem już chyba setny raz. Majster patrzył na mnie z politowaniem graniczącym z obrzydzeniem. To znaczy, dopóki jeszcze mógł patrzeć, bo teraz udawał że mnie nie ma. Że tam gdzie ja stoję – to nie stoję. Że tam tak bardzo nie ma nic, że już nic tam nie ma. To było znacznie gorsze… Za mną piętrzył się stos zepsutego materiału. No nie chciało mi wyjść mimo przygryzania warg, łez w oczach, modlitw i przekleństw na przemian. Mimo powtarzania w myślach, a nawet już na głos (załamujący się z rozpaczy) poszczególnych etapów wykonywania tego, co trzeba. Nieustannego zerkania do notatek czy podglądania innych, którym praca nie sprawiała najmniejszego problemu. Chichot bezbłędnie wykonujących swe zadanie kolegów też nie dodawał otuchy. Zawsze wychodziło mi za długie albo za krótkie. Za głośne, za szybkie, zbyt kruche albo nader podłużne. Za twarde albo miejscami dziurawe i kwaśne. Kiedyś wyszło mi nawet tak mokre, że można to było wypić! A przecież starałem się ze wszystkich sił!..
I kiedy już wydawało mi się, że może, że nawet nawet… poczułem wściekłe sapanie majstra za plecami (chyba zauważył mnie już ostatecznie) – „nie! Kurwa nie! Ty się do niczego nie nadajesz! To co robisz jest tak epicko do niczego, że gdyby były zawody na nieudacznika, to zajął byś drugie miejsce! Taki jesteś nieudacznik! Jesteś łajza i melepeta! Nic z ciebie nie będzie! Idź stąd i nie psuj więcej materiału! Szkoda dla ciebie i na ciebie czegokolwiek! Najlepiej załóż jakiś zespół i nazwij go Inkwizycja!..
Ex Pert